Codziennie ktoś
coś obiecuje. A to szczęście na zawsze, a to pójście do sklepu. Ale zazwyczaj
słowa niczego nie czynią, ani zła ani dobra ani miłości ani rozczarowania. Może
w ogóle nie mówić ale – czynić? Idea bardzo szlachecka ale chyba mało realna.
Lubimy mówić, krzyczeć, szczekać, szeptać. Bez emocji, a jak z – to daje niby
większej mocy słowu. Tak łatwo obrażać,
ale już nie tak łatwo komuś wpierdolić. Podobnie z miłością, jeśli takowa w
ogóle istnieje. Choć istnieć mogą tylko byty. Miłość – wielkie słowo. Ale co
oznacza? A wyznanie miłości to to samo co miłość? Chyba tak, odwołując się
tylko do tego, co nas otacza. Gdybyśmy jeszcze mówili poprawną polszczyzną, to
przynajmniej jakaś radość dla ucha (choć wolę muzykę). A tak to gadamy co
chwila, a tu o tym a tam o tamtym. A tu, że obiecuje, a tu, że kocha, tam – że nienawidzi,
albo że zrobi to i tamto. Jedno wielkie nic. I tu nie chodzi o relacje
damsko-męskie, że niby faceci to świnie, dużo obiecują, a kobiety zbyt
emocjonalnej i przejmujące się zarazem. Tu płeć nie ma znaczenia. Każdy może być (jest?) świnią, obiecuje, czy jest emocjonalny/a. Poznałam wielu tu i tam, różne środowiska, inne klimaty. Ale słowa te same - bez znaczenia. Aż się bałam i boję nadal - że zwariuję! Od zawsze siedziałam cicho, bo
wolałam słuchać. Teraz nawet słuchać już nie chcę, strasznie męczące. Tak sobie myślę, że lepiej nie mów,
a jak mów- to pomyśl najpierw. I nie rzucaj słów na wiatr, bo atmosfera już za bardzo zanieczyszczona przez co klimat się zmienia, zima nie ustaje, a wiosny już nie
będzie. Może im mniej będziemy pieprzyć tym wiosna jednak przyjdzie?
niedziela, 7 kwietnia 2013
Subskrybuj:
Posty (Atom)